niedziela, 8 grudnia 2013

Mroczne królestwo nocy

Gdyby istniały mroczniejsze królestwa nocy, na pewno by je znalazł, bo choć zło panoszy się na kartach wszystkich jego powieści, to wraz ze swoim Dziecięciem Bożym, Cormac McCarthy przedefilował przez wrota piekieł karnawałową niemal karawaną.

McCarthy ostentacyjnie nie zgłębia wspomnianego zła, nie poddaje go śladowej nawet analizie, ograniczając się wyłącznie do napisanej przepięknym językiem opowieści o samotnym mężczyźnie balansującym gdzieś na pograniczu człowieczeństwa i zwierzęcości. To właśnie ów kontrast pomiędzy poetyką zdań a potwornościami które opisują, kontrast pomiędzy pospolitością głównego bohatera a czynami które popełnia, sprawia że Dziecię Boże hipnotyzuje od pierwszych stron.

Powieść Amerykanina to także wyjątkowy obraz ludzi funkcjonujących na obrzeżach społeczeństwa, na granicy prawa stanowionego, a często nawet na granicy prawa naturalnego. Cormac McCarthy w prawdziwie mistrzowski sposób portretuje outsiderów, którzy w swoim życiu kierują się nienazwanym, atawistycznym zewem przodków. Wyrzutków zmuszonych do życia w zgodzie z naturą lecz często na przekór regułom. Samotników zdolnych zaakceptować drapieżnika na swoim terytorium.

Na dodatek McCarthy niezwykle zręcznie wiedzie swojego czytelnika na pokuszenie, przyprawiając swoją opowieść delikatną nutą czarnego humoru i przyozdabiając ją na wzór wieczornej gawędy, po to tylko by za chwilę zmienić punkt narracji, naruszyć symetrię w strukturze i chronologii powieści, sprawić, że czytelnik zafascynowany tym przerażającym pięknem zła, nawet nie zauważy gdy przekroczy infernalne wrota, lądując w samym środku piekła.

 Cormac McCarthy, Dzięcię Boże, Wydawnictwo Literackie, 2009, tłum. Anna Kołyszko.

Tutaj fragment powieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz