niedziela, 15 stycznia 2017

Smakowite Kąski #24

"[...] Jak dziewczyna dostąpi lat 16, to poczyna w hucie lub fabryce pracować, a zamiast sobie ciężko zapracowany grosz złożyć w kasie oszczędności, to sobie nakupi wstążek i stroików rozmaitych, a jak mąż idzie, to, co gorsza, bardziej w pychę popada. Potem, chłopie, pracuj, a biada, jak mało zarobku i mało pieniędzy do domu przyniesiesz, to zamiast dobrej żony masz samego piekielnego czarta w domu [...]"

Katolik, 28.20.1884, nr 89 [w:], Dariusz Kortko, Lidia Ostałowska, Pierony. Górny Śląsk po polsku i niemiecku, Agora SA, Warszawa 2014

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Smakowite Kąski #23

"Patrzyłem na mapę i widziałem, że jazda do Rosji kompletnie nie ma sensu. Moskwa i Petersburg nie wchodziły w grę. Żaden ze mnie markiz de Custine i nie wyrobiłbym się w wielkim świecie. A cała reszta to była zielono-żółta otchłań kartografii. Zaledwie kilka miejsc przychodziło mi do głowy: Woroneż w hołdzie dla Andrieja Płatonowa, Hulajpole w hołdzie dla Nestora Machny (spokojnie, wiem, że to Ukraina, niemniej wtedy jeszcze niewyemancypowana) i to właściwie wszystko. Cała reszta nic mi w gruncie rzeczy nie mówiła. Trudno mieć osobisty stosunek do kraju, który ma cztery tysiące kilometrów wszerz i dziewięć wzdłuż. Zresztą nikt naprawdę nie wie, ile ma, a i sam kraj nie może się zdecydować."

Andrzej Stasiuk, Wschód, Wydawnictwo Czarne, 2014

piątek, 12 czerwca 2015

Smakowite Kąski #22

"[...] Plotka odnotowała fakt, że pani Lindwall nie stawiła się na schadzkę z Andersem Bodénem. Plotka sugerowała, że doszło do sprzeczki. Plotka kontrsugerowała, że postanowili być bardziej dyskretni. Plotka zastanawiała się, czy kierownik tartaku, który miał to wielkie szczęście, że ożenił się z kobietą posiadającą pianino sprowadzone z Niemiec, rzeczywiście pozwoliłby sobie na zainteresowanie nijaką żoną aptekarza. Plotka powtórzyła, że Anders Bodén zawsze był prostakiem z trocinami we włosach i, jak tacy ludzie na ogół, szukał kobiety równej stanem. Plotka dodała, że małżeńskie stosunki w domu Bodéonów nie zostały podjęte na nowo po narodzinach drugiego dziecka. Przez chwilę plotka wahała się, czy nie wymyśliła sobie tego wszystkiego, ale w końcu doszła do wniosku, że najgorsza interpretacja wydarzeń jest przeważnie najbezpieczniejsza, bo w ostatecznym rozrachunku najprawdziwsza [...]"

Julian Barnes, Historia Matsa Izraelsona  [w:] Cytrynowy Stolik, wyd. Świat Książki, 2013. tłum. Joanna Puchalska

czwartek, 3 lipca 2014

Smakowite Kąski #21

"To trop dotychczas niespotykany na drogach i ścieżkach tej części świata. Nie zostawia go żaden ssak, żaden ptak ani pojazd. Wygląda dziwnie jak gruby krótki piszczel albo litera T na szerokiej podstawie. Nowy wzór kostki brukowej. Układają go od kilku lat wszędzie gdzie powstają domy, place i chodniki. Nie wiadomo jeszcze dokładnie jaki wpływ będzie mieć na przemieszczanie się, wędrowanie i wspomnienia z podróży. Na reportaż podróżniczy albo w ogóle na literaturę drogi. Na całym świecie wzór jest taki sam, więc jeśli w Berlinie spuścisz głowę, to jesteś jak u siebie. Nie można w tym wydeptać sobie ścieżki. Zostawić śladu. Nie wyrośnie na tym cykoria podróżnik czy inne szlachetne gatunki przydrożne. Takim chodnikiem, z kostki, chodzimy do szkoły.

Najpierw idziemy sto kroków na południe, wzdłuż szpaleru tuj, czy żywotników. Nigdy nie mamy czasu sprawdzić, czy to Thuja occidentalis, żywotnik zachodni, czy też Thuja orientalis, żywotnik wschodni, a to może mieć przecież zasadnicze znaczenie dla czyjeś tożsamości [...]

Nie możemy też obojętnie przejść obok starego domu, gdzie w ogrodzie rosną dwa świerki, dąb, jesion i kasztan. Zza budynku wygląda stary cis. W królestwie kostki brukowej, plastikowych tuj i cyprysów Dom z Dębem wygląda jak estetyczna oaza, ratunek dla oczu. Jego mieszkańcy nie są też wyznawcami kultu trawnika i czemuś wolą żwir od kostki [...]"
Michał Książek, Droga do szkoły, [w:] Kontynenty 2(9)/2014, Agora

wtorek, 10 czerwca 2014

Smakowite Kąski #20

"Wszystko zaczęło się w Lipsku siedem albo osiem lat temu w marcu. Wysiadłem z pociągu przed północą i nikt na mnie nie czekał, chociaż powinien. Ktoś z Polski. Przyjechałem z Krakowa, miałem dwadzieścia marek i żadnego adresu, żadnego telefonu. Mimo późnej pory na dworcu pracowały wielkie maszyny, trwała rozbudowa albo remont, koparki, spychacze, kafary, coś takiego. Nikt na mnie nie czekał i stąd zapewne wzięła się moja niemiecka samotność. Spacerowałem do świtu. Oglądałem Lipsk. Wracałem na dworzec i znowu oglądałem [...]

Chciałem wracać. Wsiąść bez biletu i nie dać się wyrzucić. Do Polski coś odjeżdżało koło południa. Miałem jeszcze kilka marek, mogłem wypić kawę i zjeść jeszcze jedno ciastko, ale gdzieś koło ósmej przyjechał pociąg z Polski. Wysiadło z niego dziesięciu pisarzy i przyszli po nich, ci którzy nie przyszli po mnie. Znaczy się ci z Instytutu Polskiego w Lipsku. Jakiś kretyn pomylił się i wysłał mi złe bilety. Poszedłem z nimi, żeby się ogrzać i najeść. To były targi książki. Dziewięćdziesiąty szósty, albo siódmy, a może i ósmy. Odbywały się jeszcze w starym miejscu, gdzieś niedaleko rynku.

Chciałem się trochę przespać, ale ci, którzy przyjechali, pisarze, chcieli pić wódkę. Byłem najmłodszy i nie miałem śmiałości odmówić. Nie lubię pić wódki rano z innymi ludźmi, zwłaszcza z pisarzami. Rano lubię pić sam. Zupełnie sam.
Hotel stał na jakimś zadupiu. Wozili nas. Ale mało zapamiętałem. Trochę tylko sam koniec. Wielkie przyjęcie w labiryncie piwnic gdzieś blisko rynku[...] I w jednej z nich, przy długim opustoszałym stole zobaczyłem Henryka Grynberga. Coś jadł. Coś podnosił do ust na widelcu. Powoli i z namysłem. Siedział na końcu stołu pod samą ścianą. Stół miał ze cztery metry długości. Wokół leżało jedzenie. Był absolutnie sam. Wokół kłębiło się lipskie Enerde, a on powoli podnosił coś na widelcu i w głębi tej ceglanej niszy połyskiwały jego okulary. Niemcy wymordowali mu rodzinę. Cudem ocalała matka ocaliła jego. W czasie niemieckiej okupacji Polacy zamordowali mu ojca. Siedział w środku tego teutońsko-enerdowskiego karnawału i patrzył. Patrzył żeby zapamiętać i zabrać ten obraz ze sobą nieważne dokąd się wybierze. 

To był mój niemiecki początek. Samotność, Enerde, skini, pijaństwo, literatura i Holokaust. Do Niemiec nie można pojechać bezkarnie."

 Andrzej Stasiuk, Dojczland, Wydawnictwo Czarne, 2007