sobota, 16 lutego 2013

Smakowite Kąski #4 - KKB

Wrzucam dzisiaj, ale już za chwilę będzie o nim głośno. Znów. Wreszcie.
"Byłeś jak wielkie, stare drzewo,
narodzie mój jak dąb zuchwały,
wezbrany ogniem soków źrałych
jak drzewo wiary, mocy, gniewu.

I jęli ciebie cieśle orać
i ryć cię rylcem u korzeni,
żeby twój głos, twój kształt odmienić,
żeby cię zmienić w sen upiora.

Jęli ci liście drzeć i ścinać,
byś nagi stał i głowę zginał.

Jęli ci oczy z ognia łupić,
byś ich nie zmienił wzrokiem w trupy.

Jęli ci ciało w popiół kruszyć,
by wydrzeć Boga z żywej duszy.

I otoś stanął sam, odarty,
jak martwa chmura za kratami,
na pół cierpiący, a pół martwy,
poryty ogniem, batem, łzami.

W wielości swojej - rozegnany,
w miłości swojej - jak pień twardy,
haki pazurów wbiłeś w rany
swej ziemi. I śnisz sen pogardy.

Lecz kręci się niebiosów zegar
i czas o tarczę mieczem bije,
i wstrząśniesz się z poblaskiem nieba,
posłuchasz serca: serce żyje.

I zmartwychwstaniesz jak Bóg z grobu
z huraganowym tchem u skroni,
ramiona ziemi się przed tobą
otworzą. Ludu mój, Do broni!"
Krzysztof Kamil Baczyński, Kwiecień, 1943 r.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Smakowite Kąski #3

Jak się nie ma wystarczająco dużo czasu na czytanie, ale tak naprawdę nic a nic, nawet za grosz, to czyta się rzeczy na tyle krótkie by ich czytanie nie zabierało czasu, którego przecież nie ma. Można się wtedy przekonać, że Życie jak w Madrycie jest niezwykle zaskakująco podobne do tego w Warszawie (by przy stolicach pozostać), i że głupocie oraz ignorancji nie straszne żadne granice, ni - jak pokazuje to A w Madrycie nadal znakomicie - upływ czasu. Ale, ale! Czas goni, przedstawiam zatem dziennikarskie wcielenie Arturo Pereza-Reverte.
"Piętnastu tysięcy walizek w ciągu jednego dnia nie gubi żadne lotnisko, nawet takie, które wzięłoby to sobie za punkt honoru i nakłaniało cały personel do umyślnego i sumiennego ich gubienia, jedna za drugą. Takiej ilości walizek nie gubi żadne lotnisko na świecie - nawet w Trzecim Świecie - z wyjątkiem lotniska Madryt Barajas. Pasażerowie o nikłym poczuciu humoru, a także odznaczający się niechęcią do przygód i szaleństw mogą sobie mówić, co chcą, jedno jest pewne: zapodziać taką liczbę walizek w jednej chwili i za jednym zamachem to prawdziwa sztuka. Trzeba mieć doświadczenie i talent, stosowny trening, przygotowanie i Bóg wie co jeszcze. Trzeba mieć wyćwiczoną rękę, zamiłowanie, no i powołanie."
Twarde Lądowanie, Życie jak w Madrycie, Historia i Sztuka 2005, tłum. Wojciech Charchalis

"Parę dni temu przestał mi działać piec na ropę. Minus dwanaście stopni. Zimno jak skurczybyk. Ani ciepłej wody, ani centralnego ogrzewania, ani w ogóle nic[...]

Znowu dzwonię do lokalnego sprzedawcy. Dzień dobry, dzwoniłem przed kilkoma dniami. Jak na razie sprzedawca ogólnokrajowy ma mnie gdzieś, tak więc nie wiem czy mam złorzeczyć ich zmarłym czy waszym. Proszę pana - mówi ta sama pani czy panna, co wtedy. Ropa, którą nam sprzedają zawiera parafinę, która w rurach zewnętrznych gęstnieje przy temperaturze sześciu stopni poniżej zera i zatyka filtry. Ale mój zbiornik jest na zewnątrz - zauważam - bo zmusza mnie do tego prawo. Czy może nie dodaje się do ropy jakiegoś świństwa? - pytam. Zupełnie niczego - odpowiada. I nikomu jeszcze nie przyszło do głowy, że ogrzewanie jest najbardziej potrzebne, właśnie kiedy temperatura spada poniżej minus sześciu stopni? Przyszło - odpowiada. Ale standardowa temperatura przewidziana dla tego rodzaju paliwa nie spada tak nisko. A kto ustalił tę standardową temperaturę - żądam informacji. Nie wiem - mówi intelektualistka. Ale kiedy się ociepli, będzie Pan miał kłopot z głowy. To pocieszające - odpowiadam".

Pingwiny i Parafina, A w Madrycie nadal znakomicie, Historia i Sztuka 2006, tłum. Wojciech Charchalis
"Nie znoszę pedałów, oświadczył jeden z oskarżonych usprawiedliwiając się w ten sposób z tego, że rozwalił łeb facetowi - aż tamten stracił przytomność - tylko dlatego, że widział go wychodzącego z baru, do którego uczęszczają homoseksualiści. Sędzia demonstrujący zapewne nieugiętość przy okazjach związanych ze swym godnym szacunku zawodem, ograniczył się do umycia rąk i zasądzenia grzywny w wysokości 270 tysięcy peset. Może uznał, że wychodzenie z gejowskiego baru, poza potwierdzeniem ewidentnego pedalstwa, jest również bezczelną prowokacją ze strony ofiary[...]

Jak powtarza mój zażarty czytelnik i przeciwnik, notariusz z Pampeluny, ja też jestem pedałem. Nie dlatego, że podobają mi się panowie, tylko dlatego, że nie podobają mi się skurwysyny, którzy sami siebie mianują surową ręką sprawiedliwości ludowej i Pan Properami swojej ulicy albo dzielnicy, i łącza się w grupy, żeby dodać sobie żałosnej odwagi podczas linczów. Chcę powiedzieć, że jestem pedałem z racji ogólnoludzkiej solidarności, i jestem z tego dumny. Nie sympatyzuję z rozkrzyczanymi i ustrojonymi w pióra trzpiotami, którzy chodzą po ulicy i wprost się proszą żeby im rozkwasić mordy - i czasem w zachwyt ich wprawia samo rozkwaszenie - ale nieskończenie bardziej gardzę głupkowatymi rozpołodowcami, supermenami, co to podkreślają wielkość swoich jaj w zależności odwrotnie proporcjonalnej do zatrważającej masy ich mózgów".
Też jestem pedałem, Życie jak w Madrycie, Historia i Sztuka 2005, tłum. Wojciech Charchalis