"Krzesiwa przestały krzesać skry, zapałki przestały się zapalać, z keraunetów i pyresider nie dało się już strzelać - po tym poznaliśmy, iż przybył Czarnoksiężnik[...]Wszedł sam, to się zgadza z legendą, on zawsze wchodzi pierwszy, bierze w posiadanie. Nie jestem pewien, czy ja to poczułem i wystąpiłem mu na przeciw, czy też on znalazł mnie na tej ulicy. Południe, upał, żadnych cieni. Ujrzałem go wyłaniającego się zza zakrętu, był pieszo, w lewej dłoni nahajka, uderzał nią rytmicznie o udo. Krok za krokiem, powoli, to był spacer victora, a każde miejsce, przez które przeszedł, każdy dom, który minął, każda rzecz, na którą spojrzał - naprawdę zdawało mi się, że widzę tę płynącą przez kreos zmarszczkę morfy - każda rzecz była odtąd bardziej jak Czarnoksiężnik. Zastał mnie na ziemi i podczas gdy on ku mnie szedł, ja próbowałem podźwignąć się na nogi. Dawno już nic nie jadłem, jedzenie było nie do pomyślenia, najchętniej zostałbym na czworakach, wiedziałem, że powinienem zostać na czworakach, na kolanach z głową w pyle, ucałować mu stopy, gdy zbliży się, to należało uczynić, to było naturalne, ku temu wszystko zmierzało - spróbuj zrozumieć, chociaż to tylko słowa - gdy uniosłem wzrok, przesłaniał pół nieba, to jest olbrzym, przerósł rodzaj ludzki, nie sięgamy mu ramienia, piersi, on jest ponad, my jesteśmy pod, ziemia, pył, brud, na kolanach, na kolanach - spróbuj zrozumieć - nic nie musiał mówić, stanął nade mną, nahajka o udo, tuk-tuk, coś tam bełkotałem, chyba jęczałem błagalnie, ślina na brodzie, głowa zwieszona, ale nadal się podnoszę, noga, ręka, podpierając się i drżąc, on stoi, czeka, czułem jego zapach, coś jak te migdały z ust samobójców, a może zapach jego korony - spróbuj zrozumieć, ja sam nie rozumiem - wstałem, uniosłem wzrok, wpółoślepiony, spojrzałem mu w oczy, niebieskie źrenice, opalona skóra, uśmiechał się pod wąsem, co miał oznaczać ten uśmiech, śni mi się do dzisiaj, uśmiech tryumfującego kratistosa. Czy ty to rozumiesz? Wyrzekłby słowo, a wyrwałbym sobie serce, by go zadowolić.Splunąłem mu w twarz."
Jacek Dukaj, Inne Pieśni, Wydawnictwo Literackie, 2003
cześć, Marcin :)
OdpowiedzUsuńzajrzałam, bo widuję Cię u Zjadacza Liter i z kilkoma Twoimi opiniami się zgadzam, a z kilkoma nie. toteż zajrzałam, żeby zobaczyć, co w trawie piszczy :)
po pierwsze podoba mi się tytuł Twojego bloga, bo lubię smakować literaturę.
po drugie nie czytałam jak dotąd nic Dukaja. fragment zapodałeś zabójczy! klęczałam w tym pyle z narratorem, ale nie odważyłam się plunąć w twarz Czarnoksiężnikowi ;P
czy mogę się zagnieździć u Ciebie?
Cześć!
UsuńPewnie, że możesz. Czuj się jak u siebie w domu!
Wiem, że to truizm, ale gdybyśmy się wszyscy we wszystkim zgadzali to pewnie nie byłoby o czym dyskutować zatem zapraszam do komentowania. Ostrzegam tylko, że jestem bloggerem raczej weekendowym, więc nowe wpisy lub/i komentarze będą się pewnie pojawiać stosunkowo rzadko jak na internetowe realia.
ergo sum :)
UsuńCóż mogę powiedzieć...Czytałem, byłem zaskoczony, ale raczej pozytywnie, podobał mi się pomysł na tę opowieść i jej jezyk. Sam Dukaj jednak uważa, że napisał jak dotąd dwie dobre powieści, czytaj "Perfekcyjna niedoskonałość" oraz "Lód". Ale fragment wybrałeś wspaniały :)
OdpowiedzUsuń"Lód" to dla mnie wielka powieść.
Usuń