niedziela, 7 kwietnia 2013

Smakowite Kąski #6 - PKD

Philip K. Dick był bez wątpienia najwybitniejszym pisarzem science-fiction XX-go wieku. Co odważniejsi stawiają nawet tezę, że Dick był jedną z najwybitniejszych postaci dwudziestowiecznej literatury w ogóle. Dla mnie Philip Kindred Dick na pewno był najważniejszym pisarzem młodości. Dwadzieścia lat temu zaczytując się jego prozą bez umiaru, zastanawiałem czym jest pojęcie czasu, czym jest rzeczywistość i wreszcie - co najważniejsze w jego literaturze - zastanawiałem się, co to znaczy być człowiekiem. Jaka jest prawdziwa istota człowieczeństwa?

Dzisiaj z dumą, podwójną można powiedzieć, bo należał Dick do pisarzy niezwykle płodnych, pochwalić się mogę faktem posiadania wszystkich kilkudziesięciu napisanych przez niego powieści (zarówno tych miałkich, jak i tych wybitnych) i blisko setki opowiadań, które wyszły spod jego pióra.

Prawdziwie Smakowitym Kąskiem dla wszystkich fanów pisarza, będzie zatem z pewnością kilka słów Philipa K. Dicka na temat filmu Łowca Androidów, który powstał na podstawie jego powieści Czy Androidy śnią o elektrycznych owcach?  Premiery filmu sam pisarz już nie doczekał, a swoimi wrażeniami, wyraźnie podekscytowany, dzielił się na dwa miesiące przed własną śmiercią, z przyjaciółką Gwen Lee. 
"[...] analizując efekty specjalne w filmach SF, doszli do wniosku [autorzy filmu - red.], że twórcy takich filmów kreują światy, w których nie ma śladów zużycia, tak jakby były niezamieszkane. Wszystko jest nowiuteńkie. Statki kosmiczne są nowe, nie mają żadnych wgnieceń ani zadrapań. Jeśli pojawia się sterownia, to wygląda nieskazitelnie jak wystawa w muzeum techniki. Tymczasem w tym filmie ulice miast żyją, wszystkie budynki noszą ślady zużycia, widać, że ktoś w nich mieszka. Tak naprawdę widać zniszczenie, rozkład: kiedy budynek się starzeje, nie wyburzają go, tylko dobudowują kolejne piętra, więc robi się coraz wyższy, jak kolonia termitów. To niewiarygodne! Przypomina mi to obraz Breughla, który miałem przed laty. Nosił tytuł... hmm... Wieża Babel[...]
Zaczynasz więc od tego niezwykłego miejsca pełnego gruzu, śmieci, smogu, dziwnie wyglądających ludzi i niesamowitych neonów. Co do tych neonów... Powiedzieli nam, że trzeba by obejrzeć ten film, co najmniej pięć razy, żeby wyłapać wszystkie informacje, którymi widz jest bombardowany. Na przykład kiedy ktoś przechodzi obok kiosku, na wystawie są prawdziwe czasopisma, z aktualnymi okładkami i artykułami; to samo dotyczy gazet. Tyle, że tytuły tych artykułów i nazwiska ich autorów i... hm... niektóre z nich nigdy nie pojawią się na ekranie[...]
Ktoś mi powiedział, że kiedy Kubrick robił Odyseję Kosmiczną i aktorzy - ci ludzie na statku - mieli założyć przygotowane dla nich mundury odkryli, że na podszewce znajduje się logo hipotetycznego producenta, tak jakby naprawdę zostały wyprodukowane w przyszłości. Tak samo jest w Łowcy Androidów. Aktorzy naprawdę znajdują się w świecie, w którym grają swoje role. Widzą gazety, których nie zobaczy nikt oprócz nich, bo nigdy nie pojawią się na ekranie."

Gwen Lee i Doris Elaine Sauter, A jeśli nasz świat jest ich rajem? Ostatnie rozmowy z Philipem K. Dickiem, Helion, 2008, tłum. Michał Lipa.

5 komentarzy:

  1. jej...!
    masz wszystko Dicka?? żadnego autora nie mam w całości - nawet Cortazara.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ręki sobie nie dam odciąć, ale porównując z Wikipedią i Googlem wygląda na to, że mam wszystko Dicka, co zostało wydane w j.polskim. Sprawdzę jeszcze później z biografią Dicka. Lawrence Sutin, jeśli mnie pamięć nie myli, wrzucił na końcu pełną bibliografię PKD. A! Właśnie, biografię PKD też mam ;)

      Usuń
    2. Jeden z pierwszych numerów "Fantastyki", który na szczęście sobie zostawiłem na pamiątkę, jest poświęcony Dickowi, niedługo po jego smierci. Tam także została podana cała bibliografia, łącznie z utworami, które wtedy jeszcze nie ukazały się po polsku, z fajnym podziałem na opowiadania, powieści, eseje itd. Dick nie był dla mnie może najważniejszym pisarzem SF, bo takim był Lem, ale znaczył bardzo dużo. Podobało mi się u niego to, że pisał całe życie jak gdyby jedną i tę samą książkę. Zaskoczeniem zaś był wielki rozrzutszmiry. Przyznaję się, że przy niektórych opowiadaniach opadała mi szczęka z podziwu, a czasami zupełnie ich nie rozumiałem. Zazdroszczę kolekcji, ja zostawiłem sobie kilka ulubionych rzeczy, a resztę sprzedałem. Dick po tylu latach od swojej śmierci jest nadal bardzo popularny, o czym najlepiej można się przekonać sprzedając lub próbując kupić na Allegro jego książki :)

      Usuń
    3. To prawda, że PKD przez całe życie pisał jedną i tą samą powieść, uparcie krążąc wokół tych samych tematów. Od czasu do czasu, coś tam, co mu akurat zaprzątało głowę wysuwało się na pierwszy plan opowiadanej historii, ale jej problematyka była niezmienna. Pamiętam, że kiedy byłem młody, cholernie chciałem pisać jak Dick - szczególnie upatrzyłem sobie pisanie z punktu widzenia różnych postaci, które jest swoistym znakiem rozpoznawczym w powieściach PKD. A co do szmiry - też mnie to mocno zaskakiwało. Do dzisiaj zastanawiam się jak ten sam autor mógł napisać "Człowieka z wysokiego zamku" czy "Valis" i jednocześnie taki gniot jakim jest np. "Dr. Futurity"? Być może to efekt pisania na akord - raz, że w pogoni za kasą (Dickowi, przecież specjalnie się nie wiodło), a dwa, że większość jego powieści (w tym również te najlepsze) powstało w dziesięć, dwanaście dni!

      Usuń
    4. Kilka jego książek czytałem w różnych tłumaczeniach, i jedne podobały mi się bardziej, inne mniej. To może też mieć znaczenie, może nie wszystko jest takie złe, tylko ilość i róznorodność tłumaczeń powoduje brak jednorodnego świata, ważnego w jego przypadku.

      Usuń