poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Czas umierania

Po Mordercę bez twarzy sięgnąłem tylko dlatego, że ktoś, gdzieś postawił komisarza Kurta Wallandera tuż obok moich ulubionych powieściowych śledczych: Salvo Montalbano i Johna Rebusa. I mimo tego, że skandynawskie kryminały uważam za mocno przereklamowane (Stieg Larsson) i równie słabe jak głośne (Jo Nesbø), to z powodu tak doborowego towarzystwa dla tej postaci postanowiłem zaryzykować.

Bohater Henninga Mankella doskonale wpisuje się w kliszę samotnego, rozczarowanego światem policjanta, który zbyt dużo czasu poświęca swojej pracy i butelce whisky, stanowczo zbyt mało zaś, swojej byłej żonie i rodzinie. Ma więc Wallander wiele wspólnego nie tylko z wymienionymi powyżej kolegami po fachu, ale i pewnie z tysiącem innych detektywów zaludniających karty powieści kryminalnych na całym świecie. Na dodatek Mankell w Mordercy bez twarzy otoczył swojego komisarza raczej bezbarwnymi współpracownikami (no, może z jednym wyjątkiem), pozornie prowincjonalną intrygą ubogą w zaskakujące zwroty akcji i brakiem skrzących się ironią dialogów. Samemu detektywowi daleko do cynicznego Johna Rebusa czy wiecznie sarkastycznego Salvo Montalbano. To sprawia jednak, że Kurt Wallander jest postacią znacznie bardziej prawdziwą niż jego papierowi koledzy. 

Henning Mankell rozpisał bowiem swoją opowieść na trzy poziomy. 

Pierwszy, to historia śledztwa w sprawie podwójnego morderstwa. Historia, której bezsprzecznym atutem jest realizm. Tutaj nie ma miejsca na nagłe przebłyski geniuszu, śledztwo pcha do przodu mozolna praca całego zespołu, któremu nierzadko pomaga przypadek czy też zwykły łut szczęścia. Na drugim poziomie, Mankell zręcznie wkomponował opowiadaną intrygę w społeczne problemy ówczesnej Szwecji, od których do dzisiaj, nie jest wolna cała Europa. Strach przed obcymi, nacjonalizm, odpowiedzialność mediów za słowa, wreszcie konfrontacja własnej moralności z polityczną poprawnością. Na trzecim poziomie, tym który urzekł mnie w całej powieści najbardziej i jednocześnie tym, który sprawia, że powieść Mankella jest czymś więcej niż zwykłym kryminałem, autor pochylił się nad przemijaniem i śmiercią.

Śmierć jest obecna na kartach Mordercy bez twarzy w wielu postaciach od pierwszej do ostatniej strony. Śmierć ze starości, do której już trochę przywykliśmy i na którą spokojnie wraz z wiekiem oczekujemy. Gwałtowna i brutalna śmierć w wyniku morderstwa, która zawsze nas zaskakuje. Niepotrzebna śmierć z powodu choroby. Wallander w tej mroźnej i deszczowej Skanii nie jest w stanie przejść obok śmierci obojętnie. Nie zajada się aromatycznym spaghetti z czosnkiem w słonecznej Vigacie między jednym a drugim morderstwem, nie zastanawia się gdzie i z kim wypije kufelek piwa w deszczowym Edynburgu przed kolejną strzelaniną. 

Kurt Wallander w czasie śledztwa kilkakrotnie przytacza powiedzenie zaczerpnięte z księgi Koheleta: Jest czas rodzenia i czas umierania. 

To Czas umierania jest w tej powieści najważniejszy.


Henning Mankell, Morderca bez twarzy, wyd. W.A.B, 2011, tłum. Anna Marciniakówna

2 komentarze:

  1. Jedna z lepszych części o Wallanderze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następne już wylądowały u mnie w poczekalni więc wkrótce będę miał porównanie, ale ten 'pierwszy' Wallander jest naprawdę udany.

      Usuń