wtorek, 12 marca 2013

Czerwony notatnik.

Stonowany, oniryczny, zaskakująco wyciszony i przygaszony - taki właśnie jest Nowy Jork w Trylogii nowojorskiej, Paula Austera. Wiecznie pędząca metropolia, na kartach tych trzech mini powieści na moment zamiera, stając się czymś znacznie więcej niż jedynie scenografią do opisywanych zdarzeń. Staje się symbolem raju utraconego albo może nawet bardziej, raju nigdy nie osiągniętego; staje się współczesną Wieżą Babel, za pomocą której człowiek rzuca wyzwanie Bogu.  

Auster tym symbolizmem wyraźnie się bawi, w umiejętny zresztą sposób przywołując w powieści postać i dzieła Johna Miltona, po to tylko by za chwilę wykonać karkołomną woltę i pokazać, że w tym gigantycznym mieście możesz czuć się jak Henry David Thoreau w oderwanej od cywilizacji, ascetycznej chacie nad jeziorem Walden. Chylę czoła przed sposobem w jaki Auster stworzył swój Nowy Jork - miasto z trwającego na jawie snu - bez uciekania się do kiczowatej metafizyki i tandetnych chwytów, wytwornie balansując na granicy prawdopodobieństwa i fikcji.

To jednak jedynie preludium do gry, którą autor prowadzi z postaciami z własnej powieści i - nade wszystko - z czytelnikiem. Bohaterowie, miejsca, przedmioty z tak przecież odmiennych trzech opowieści, rozgrywających się dodatkowo w zupełnie różnych latach, w subtelny sposób przenikają między nimi, sprawiając wrażenie pozostawionych w czasie śladów, na które kiedyś, ktoś musiał natrafić. Auster powoli odsłania kolejne warstwy przykrywające opowiadane historie i gdy już czytelnikowi wydaje się, że wszystko jest jasne, opada kolejna zasłona, która sprawia, że nic nie jest tym czym się do tej pory wydawało być. 

W tej książce wszystko jest jednocześnie prawdziwe i fałszywe: postacie, omawiane dzieła i ich domniemani autorzy, przywoływane daty i zdarzenia. W tej książce prawdziwy i fałszywy zarazem jest sam Paul Auster. Wydaje się, że w pewnym momencie każdy z tych przeraźliwie samotnych bohaterów zdaje sobie sprawę, że jest jedynie postacią z czerwonego notatnika, notatnika, w którym ich historię zapisał, rozpoczął i zakończył ktoś inny.

Zastanawiam się, czy ktoś w takim samym czerwonym notatniku zapisuje moją historię? Zastanawiam się jak ją zakończy? Może zwyczajnie, tak po prostu?

Stawia znak zapytania na końcu zdania, naciska CTRL+S, wstaje z krzesła i wychodzi za drzwi.
A dalej nic już nie wiemy.

Paul Auster, Trylogia nowojorska, wyd. Znak, Kraków, 2012, tłum. Michał Kłobukowski

2 komentarze:

  1. "Trylogię nowojorską" bardzo lubię, szczególnie pierwszą, mroczną część, w której to możemy spotkać postać Paula Austera, pisarza. Twoje ostatnie słowa o twórcy, ktory po zapisaniu ostatniego zdania, wstaje i wychodzi za drzwi, przypomniały mi o "Jaskini filozofów" Jose Carlosa Somozy, gdzie mamy podobne zapętlenie. Czytałeś? Jeżeli nie to polecam.

    "Starożytna Grecja, epoka platońska, Atenami wstrząsa seria tajemniczych zbrodni. Ofiarami padają młodzi chłopcy, uczniowie Akademii Platońskiej. Śledztwo prowadzi Herakles Pontor (znaczące imię). Taka jest treść książki, nad którą pracuje Tłumacz. Ma do dyspozycji stary papirus z rozmaitymi uwagami pierwszego komentatora tekstu. Odkrywa coraz to dziwniejsze cechy tłumaczonej powieści, odkrywa w tekście zaskakujące zbieżności z własną egzystencją, odkrywa w nim wreszcie samego siebie"

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałem Somozy - ale po tym, co napisałeś to przeczytam na pewno! Lubię taki rodzaj prozy i gry z czytelnikiem. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń